Oczekując wiosny

 Strasznie nie lubię takiego okresu przejściowego. Jest zimno ale słoneczka coraz więcej i chciałoby się ruszyć do ogrodu i działać. W dodatku zapasy energii się kurczą. Warzywa przechowywane przez zimę z zeszłego sezonu już się skończył, podobnie owoce. Nowych nie ma. Poza tymi, które zimowały w gruncie i w tunelu, czyli marchew, pietruszka, por, roszpunka, kolendra, szczypiorek, czosnek, ogórecznik, roszpunka. Na szczęście rośnie już rzodkiewka i sałata. Wciąż jednak to mało.

Mamy to szczęście, że możemy wspierać się propolisem od naszych pszczół, który dodaje nam energii skuteczniej niż kawa.

(Fragment z reklamą a w zasadzie obiektywnym poleceniem ale.. no właśnie . Aż strach teraz jakieś linki wstawiać )

Zmuszona do siedzenia w domu i patrzenia przez okno, szukam wiedzy na temat bardziej efektywnego wykorzystywania owoców i warzyw w sezonie. Natknęłam się na taką pozycję Naładuj swoje ciało i muszę przyznać, że zaciekawiło mnie.

Czy faktycznie aż tak duży wpływ na nasze zdrowie może mieć dieta? 

Osobiście mam od dziecka problemy z utrzymaniem właściwej wagi. W moim przypadku sprawdza się tak zwany post przerywany. Zresztą nigdy miłośnikiem śniadań nie byłam, więc pierwszy posiłek w postaci obiadu nie jest dla mnie wyrzeczeniem. Pierwszy raz zimą nie przybrałam na wadzę a wprost przeciwnie, jest mnie kolejne 4 kg mniej. 

W ostatnim czasie próbuję ogólnie w kuchni ograniczać spożycie mięsa. Warzywa i zawarty w nich błonnik to błogosławieństwo dla osób z takimi problemami jak moje. Uczucie sytości utrzymuje się znacznie dłużej niż po spożyciu mięsa. 

Jednak o ile kotlety sojowe smakują wszystkim, o tyle sery wegańskie to dla mnie totalna pomyłka. Wylądowały w kompostowniku mimo, że się przy nich napracowałam. Tofu może i jeszcze by uszło ale jakieś serki jaglano-migdałowe, za żadne skarby świata. 

Wege nie, ale bardziej wegetariańsko tak. 

Mleko, jaja, miód nigdy nie znikną z mojej diety.